sobota, 26 maja 2012

Nowy Jeździec

Roran objął Katrinę. Spojrzał przed siebie i wydawało mu się, że ujrzał jakiś zielony blask na niebie. Wpatrywał się w niego przez chwilę, a gdy zorientował się, że patrzy na zielonego smoka Aryi, roześmiał się głośno. Katrina spojrzała na niego pytająco.
-Firnen- mężczyzna wskazał smoka palcem.- A zaczynałem się zastanawiać czym jest ten zielony punkt na niebie.
-Piękny- szepnęła Katrina.- Jeszcze nie przywykłam do tej całej magii, ale muszę przyznać, że smoki są najpiękniejszymi stworzeniami na świecie.
-Owszem. Eragon też tak sądził. Zaczynam za nim tęsknić. Odkąd wykluła się Saphira rozstaliśmy się na długo, ale wiedziałem, że wkrótce się spotkamy. A czy on musiał odejść z Alagaesii właśnie teraz? Galbatorix nie żyje, smoki mogłyby powrócić...
Katrina położyła mu palec na ustach.
-To była jego decyzja- oznajmiła.- Jeszcze kiedyś się spotkacie.
Podczas gdy oni rozmawiali, Firnen zbliżał się do nich coraz bardziej, aż w końcu wylądował obok.
Arya zeskoczyła z grzbietu smoka na ziemię.
-Aryo- powitał ją Roran- czemu zawdzięczamy tą wizytę? Myślałem, że masz dużo  pracy w Du Weldenvarden i dlatego pozostałaś w Alagaesii.
Elfka się uśmiechnęła, choć uśmiech ten był bardzo wymuszony.
-Owszem- odparła- dobrze myślałeś, ale...
my jesteśmy tu służbowo- dodał Firnen.- Bo...
-Eragon się z nami skontaktował i prosił...
żebyście z nami polecieli. Mamy wam coś do pokazania.
Roran skrzywił się. Bardzo irytowało go, gdy mówili na zmianę, ale czuł do elfki pewien respekt i nie śmiał zwrócić jej o to uwagi tak jak kuzynowi.
-Gdzie mamy z wami polecieć?- spytała Katrina.
-Do Du Weldenvarden- odpowiedziała Arya.
-A po co?
Zobaczycie- odparł Firnen.
Arya pomogła Roranowi i Katrinie dosiąść swojego smoka, po czym sama wskoczyła mu na grzbiet.
Firnenowi było dość ciężko, ale leciał bez problemu, nie skarżąc się.
-Aryo, czy Eragon mówił coś jeszcze, kiedy z nim rozmawialiście?- spytał Roran po kilku minutach lotu. Ja ostatnio z nim rozmawiałem przed jego odejściem...
-Nie miej mu tego za złe- odparła Arya.- Ze mną też długo nie rozmawiał. Zasugerował to, czego teraz spróbujemy, ale oprócz tego, nie wiele się dowiedziałam. Kiedy rozmawialiśmy był w jakiejś wiosce elfów daleko na wschodzie. Podobno nikt tam nigdy smoka nie widział. No i Eragon z Saphirą wpakowali się w kłopoty, bo dziwne by było, gdyby podróż tych dwojga obeszła się bez komplikacji. Jakieś stwory ich złapały...
Ale żyją- kontynuował Firnen podniecony. Tym razem Aryę podirytowało to przerwanie jej, bo o swoim przyjacielu chciała mówić sama, ale nic nie mówiła. Źle się czuła z myślą, że wsadziła swojemu smokowi na grzbiet taki ciężar i stwierdziła, że jeśli on zacznie mówić, może przestanie myśleć o tym, jak szybko opada z sił.- Teraz zostaną jeszcze kilka dni wśród elfów, a potem ruszą w dalszą drogę. A Saphira trochę urosła. No i zmężniała. Nie widziałem jej od kilku tygodni, ale długi lot na dodatek z komplikacjami, wykształcił u niej mięśnie.
- Życie hartuje i ciało i duszę- zauważyła Katrina, która najczęściej nic nie mówiła.
Owszem- Firnen skierował się ku ziemi- To tutaj. Zaraz znajdę jakieś stosowne miejsce do lądowania.
-A powie mi ktoś wreszcie, o co tu chodzi?- spytał Roran opanowanym, lecz trochę podniesionym głosem.
-Chodź- odpowiedziała Arya, schodząc na ziemię, gdy smok wylądował.- a zobaczysz. Nie chcę nikogo urazić, ale uważam, Katrino, że lepiej będzie jak tu zostaniesz... razem z Firnenem.
Ale...- mięśnie smoka się napięły.
-Nie, Firnenie.- Eragon wyraźnie powiedział tylko o Roranie. Zostałabym z wami, ale ktoś musi pokazać mu drogę i wyjaśnić, co ma robić.
Chcę iść z tobą. Też znam drogę, a będę dobrym ochroniarzem i...
Powiedziałam nie.- Arya zaczęła mówić w myślach, by tylko smok ją rozumiał-  Nie możemy wziąć Katriny, a zostawienie jej tu samej jest co najmniej niebezpieczne. Musieliśmy ją zabrać ze sobą aż tutaj, bo Roran nie chciałby jej zostawić w domu, a teraz ty zostaniesz tu i ją przypilnujesz. Ja sobie poradzę.
Firnen warknął i położył się, ulegając w końcu.
Arya szła przodem, szybkim marszem, a Roran musiał niemalże biec, by dotrzymać jej kroku. Ona wyglądała na dość poważną, jak zwykle uczucia ukryła pod maską obojętności, choć w rzeczywistości w jej wnętrzu szalała burza. Tak chciała, żeby pomysł Eragona się udał, ale była na to naprawdę mała szansa.
Spokojnie- pocieszył ją Firnen, któremu już przeszła złość.- W końcu Roran jest kuzynem Eragona. A ty się rozluźnij. Wszystko będzie dobrze.
Arya się uśmiechnęła i spojrzała na idącego obok niej Rorana.
-Wybacz- powiedziała.- Zapomniałam, że miałam ci to wszystko wyjaśnić. Nie wiem, czy wiesz, ale jajo Firnena nie było ostatnie.
-Eragon coś wspominał- powiedział Roran.- Podobno jest jeszcze bardzo dużo smoczych jaj... Mów dalej.
-Kiedy Eragon się ze mną skontaktował, nie miał dużo czasu. Miał odpoczywać przed dalszą drogą, ale w rzeczywistości to tylko Saphira spała. Szkoda, że nie udało nam się porozmawiać z nią, ale musiała wypocząć. Eragon stwierdził, że on może spać w siodle, a wolny czas musi lepiej zagospodarować. Musiał zebrać zapasy na drogę, choć bardziej mu chodziło o wodę, bo tamtejsze lasy aż pękają w szwach od zwierząt i roślin, a woda... Co kilkanaście mil jest jakieś małe źródełko. No i trzeba było sprawdzić siodło Saphiry... Mniejsza z tym. Krótko mówiąc nie miał czasu długo rozmawiać i dlatego skontaktował się ze mną, z pewną sprawą... Chciał, żebyś ty stanął przed smoczymi jajami i miał szansę zostać Jeźdźcem.
Roran był tak zszokowany, że zatrzymał się gwałtownie. Arya zdążyła zrobić jeszcze pięć kroków, nim to zauważyła.
-Jjjj... aaaa... ja?- wyjąkał.- Przecież jaja są na Vroengardzie, który jest wyspą, a my nie lecieliśmy przecież nad wodą. I dlaczego akurat ja? To znaczy, czemu myślicie, że z setek tysięcy, a może i milionów ludzi, elfów, krasnoludów, smok wybierze akurat mnie?
-Jaja są właśnie z Vroengardu. Ja z Firnenem wzięliśmy kilka jaj tutaj, na stały ląd. A ty, ponieważ jesteś spokrewniony z Eragonem. Pamiętaj, że on miał tylko jedno jajo, z którego wykluła się, będąca teraz żywą legendą, Saphira. Wy ludzie macie to do siebie, że ciągle narzekacie. Spróbuj bez słowa wykonać moje polecenia i nie utrudniaj mi zadania. Weszli do pojedynczej  jaskini ukrytej wśród pagórków. Arya wypowiedziała kilka słów  w pradawnej mowie i na podłodze przed nimi pojawiło się około tuzina smoczych jaj.
-To dla bezpieczeństwa- wyjaśniła.- Jaskinia jest dobrze ukryta, ale jednak można ją zauważyć. Zawsze znajdzie się ktoś, kto połakomi się na jaja, a po ponad stu latach tyranii nie możemy sobie pozwolić na powtórkę z rozrywki... Proszę, rozejrzyj się tu. Obejrzyj jaja dotknij każdego. Porozmawiaj z nimi... Ja idę na chwilę do Firnena. Wrócę za jakąś godzinę.
Wyszła a Roran westchnął. Co teraz, pomyślał. Może ja wcale nie chcę być Jeźdźcem. Mogłoby to zagrozić Katrinie i naszemu dziecku. A smok mógłby być zazdrosny. Mi wystarczy, że znam Saphirę i Firnena.
Mężczyzna usiadł na ziemi. Nie miał zamiaru tknąć żadnego z jaj. Powie Aryi, że ma pecha, a smoki go nie chcą, bo jaja nawet nie drgnęły. Kilka jaj zabłyszczało pod wpływem słońca, które właśnie wzeszło wyżej, oświetlając kawałek jaskini. Ze wszystkich oświetlonych jaj najbardziej zainteresowało go jedno- fioletowe. Podszedł do niego, zachwycony jego pięknem. Delikatnie przejechał palcem po zdobiących jajo różowych żyłkach. Całkiem zapomniał o swojej obietnicy, że nie tknie żadnego jaja. Wtedy do jaskini weszła Arya. Czyżby minęła już godzina, zastanawiał się Roran.
-Przyszłam sprawdzić, jak sobie radzisz- oznajmiła elfka.- Firnen z Katriną czekają pod jaskinią. Stwierdziłam,że nie ma sensu, by byli tak daleko. A więc...?
Zamilkła, bo powietrze rozdarł przenikliwy pisk. Znała dobrze ten odgłos. Stanęła jak wryta. Roran kucnął wpatrując się w fioletowe jajo. Skorupka pękła wzdłuż zdobiących jajo żyłek. Po chwili z jaja wystawił swoją główkę malutki smoczek.
Pisklak wyskoczył z jaja i niepewnym krokiem podszedł do swego wybranka. Roran odsunął się od niego i spojrzał na Aryę czekając na wskazówki.
-Dotknij go- poleciła elfka, a widząc jego wahanie dodała:- No dalej. Śmiało, Roranie. Ta mała wybrała ciebie na swego Jeźdźca. Otrzymałeś dar, o którym wielu może jedynie pomarzyć. Nie zmarnuj go...
Roran wyciągnął rękę i szybko dotknął czubka głowy pisklaka. Sparaliżowało go. Walczył chwilę z bólem, ale nie wytrzymał długo i w obronie przed nim stracił przytomność. Mała smoczyca wtuliła się w bok swego pana niczym kociak.
Na ten widok na ustach Aryi pokazał się szeroki uśmiech, a jej oczy błysnęły szczęśliwie.
-Witaj wśród Jeźdźców, Roranie- szepnęła, siadając na ziemi i czekając aż Roran się ocknie.



Następny post (C. B. N.): ,,W drogę!"

1 komentarz: