Wstawaj, Eragonie- Saphira trąciła Jeźdźca nosem w rękę.
Chłopak ziewnął. Wstał, podpierając się o smoczycę.
Słońce było wysoko na niebie.
-No nareszcie- skomentowała elfka, która teraz patrzyła na nich.- Myślałam, że już nigdy się nie obudzicie.
- Czemu pozwoliłaś nam spać tak długo?- spytał Eragon z wyrzutem.- Powinniśmy już dawno być w drodze.
-Może tak, może nie, ale czeka nas długa podróż. Musicie odpocząć jak najbardziej. Przez wiele godzin nie będziemy mogli się zatrzymać.
Elfka podeszła do dwóch koni i złapała je za ogłowia. Jednego z nich- pięknego karego ogiera- przyprowadziła przed Eragona, a sama dosiadła gniadą klacz.
Chłopak pogładził ogiera po szyi.
-Po co mi on?- spytał.- Polecę na Saphirze.
-Nie...- odpowiedziała Sorraya.- Nie zrozumcie mnie źle, ale myślę, że lepiej będzie, jeśli zostaniesz na ziemi. Moi elfi przyjaciele nigdy nie widzieli... smoka. Mogliby się przestraszyć, gdybyście nagle wylądowali przed nimi. Wierzcie mi, najlepiej będzie jeśli ty pojedziesz na Jasyrze, a Saphira poleci nad nami.
-Na Jasyrze?
-Tak się nazywa ten ogier. Wybrałam nam najszybsze i najwytrzymalsze konie. Całe stado zostawię tutaj. Nie ma sensu jechać z trzydziestoma końmi. One nigdzie nie odejdą, a przed drapieżnikami mogą chronić je moje psy.- gwizdnęła i przybiegły do nich dwa białe wilki.- No to jak, pojedziesz konno?
Saphiro?- Eragon spojrzał jej w oczy.
Myślę, że powinieneś z nią pojechać.W razie kłopotów pozostanę w pobliżu. A zauważyłeś, że ona zaczęła mnie traktować z należytym mi szacunkiem?
Oczywiście.
-No to w drogę- Eragon dosiadł nieosiodłanego konia.
Na wargach Sorrai malowała się wyraźna ulga.
Konie ruszyły pełnym galopem, a Saphira skoczyła w powietrze.
-A tak w ogóle-spytał Eragon- to dlaczego nie chcesz, żebyśmy się zatrzymywali po drodze?
- Tu jest dość niebezpiecznie. Można przejechać przez te tereny bez większego uszczerbku na zdrowiu, ale każda zbędna minuta w tym lesie zwiększa prawdopodobieństwo, że wpadniemy w jakieś tarapaty.
Dalej jechali już w całkowitej ciszy. Jedynymi towarzyszącymi im odgłosami były tętent kopyt koni i szum drzew.
Tak minęła godzina, dwie... Eragon całkiem zesztywniał od jazdy na oklep, a Jasyr dyszał pod nim ciężko. Każdy kolejny krok sprawiał mu trudność.
-Odpocznijmy- zasugerował Eragon, nie zważając na wcześniejsze ostrzeżenie elfki.- Konie ledwo żyją, ja zaraz spadnę z Jasyra, a Saphira chociaż się nie przyzna to ja i tak wiem, że chętnie odpocznie.
Sorraya spięła swoją klacz, nie pozwalając jej zwolnić.
-Życie ci nie miłe?- spytała.- konie są w stanie biec jeszcze kilka godzin, ty nie narzekaj, a wydaję mi się, że twoja smoczyca leciała znacznie dłużej bez odpoczynku. Przed nami jeszcze tylko kilka mil drogi, a tutaj nie staniemy.
Zaczynam się robić głodna- zakomunikowała Saphira.- Od wczoraj nic nie jadłam. Normalnie jestem bardziej wytrzymała na głód czy zmęczenie, ale od wylotu z Alagaesii nie miałam czasu porządnie wypocząć ani się najeść. Polecę zapolować, ale będę w pobliżu. W razie kłopotów wezwij mnie.
Saphira poleciała w przeciwnym kierunku niż ten, w którym mknęły konie. Bardzo szybko odległość między Smoczym Jeźdźcem a smokiem wzrastała aż w końcu prawie całkiem urwał im się kontakt.
Eragona to zmartwiło, ale już prawie dojechali na miejsce. Wówczas zaczął się martwić o coś innego.
A co jeśli Saphira zabłądzi?- pomyślał.- Nie, to raczej nie możliwe. Ma świetny zmysł orientacji. Ale po jedzeniu może zechce się zdrzemnąć. Ktoś może jej wtedy zrobić krzywdę. Nie. Ona jest za mądra na to. Słyszała ostrzeżenie równie wyraźnie jak ja.
- Sorrayo- zaczął- a co jest takie groźne w tych lasach? Wilki?
Elfka się zaśmiała.
-Wilki? Nie. Nawet te najgroźniejsze są jak szczeniaki przy tym, co nam zagraża. Chodzi mi o stwory zwane urukami.
-Uruki? A co to? Jak one wyglądają?
-Gdybym jakiegoś zobaczyła to już dawno bym nie żyła. Będziemy mieli szczęście, jeśli żadnego nie zobaczymy.
Potem Eragon nie zadawał już więcej pytań. Po dłuższej chwili konie zaczęły się dziwnie zachowywać. Stawały dęba, wierzgały i nie mały ochoty iść dalej. Gdy Udało się je namówić do dalszego biegu, Eragon poczuł, że jakaś wielka siła zrzuciła go z konia. W mgnieniu oka odkrył, że razem z Sorrayą leży na ziemi, a konie im uciekły. Zmusił się do spojrzenia w górę i zobaczył stojącego przy nim dziwnego stwora.
-Uruk- szepnęła elfka przerażona.
Stwór był podobny do urgala, ale bardziej zmutowany. O stopę lub dwie przerastał kulla. Jego skóra miała barwę zgniło zieloną. W ręku trzymał topór.
Saphira!!!- krzyknął Eragon.
Jego ręka instynktownie pomknęła do pasa, nim z przerażeniem odkrył, że przecież miecz zostawił przy siodle smoczycy. Szybko podniósł się z ziemi i odskoczył do tyłu w momencie, gdy uruk zamachnął się na niego toporem.
-Jierda(złam/pęknij)!!!- krzyknął Eragon.
Kark stwora został złamany, kiedy ten chciał uderzyć bronią w Sorrayę. Uruk padł na ziemię martwy.
Eragon jednak trochę się przeliczył. Nie sądził, choć mógł się domyślić, jak wiele energii trzeba, by złamać kark takiego potwora. Ręcznie na pewno nie zdołałby tego zrobić. Teraz czuł jak opuszczają go siły. Upadł na twarz w ściółkę leśną, a energia wciąż go opuszczała. Nagle poczuł jak wlewa się w niego gwałtowny strumień energii, ale wciąż był zbyt słaby, żeby choć drgnąć. W pewnym momencie usłyszał ryki (jak sądził) wybiegających z lasu uruków. Mogło ich być nawet ze dwudziestu. A następnie zagłuszył je jeden przeraźliwy ryk. Eragon przestał już tracić siły. Zaklęcie musiało się wreszcie zakończyć. (Uruk leżał martwy już długą chwilę. Magia powinna przestać czerpać z niego energię, gdy tylko tamten padł.) Ale Jeździec czuł się zbyt słaby, a wizja odpoczynku wydawała się tak wspaniała... Już dawno stracił zmysły. Przed oczami miał czarno, ostatnim co słyszał były ryki, nie czuł też już powiewu wiatru na skórze ani zapachu lasu. Walczył ze sobą chwilę aż w końcu poddał się i zasnął...
C.D.N.
Następny post(
Przepraszam, ale nowa notka będzie dopiero 15.04.12 albo 21.04.12.